Agnieszka Smoczyńska, reżyserka filmowa i teatralna, laureatka wielu nagród filmowych, w tym Złotych Lwów na 47. Festiwalu Filmowym 2022 w Gdyni za „Silent Twins”, nagrody za najlepszy debiut reżyserski lub drugi film na Festiwalu Filmowym w Gdyni za film „Córki Dancingu” i „Fuga”.
Basia Welbel-Vaknin:Zaprojektowany przez Joannę Dobkowską kalendarz z tekstami Tomka Kolankiewicza nosi nazwę I Believe In Cinema. Zacznijmy od tego, kiedy Ty uwierzyłaś w kino? Kiedy poczułaś, że kino Cię zafascynowało, kiedy uwierzyłaś w to medium?
Agnieszka Smoczyńska: W liceum, jak poszłam do klasy filmowej i zrobiłam pierwszy teledysk z przyjaciółmi z klasy, u mojej mamy w knajpie w łazience, pod prysznicem. To było do Nicka Cave’a. Wtedy już wiedziałam, że chce być reżyserką. Poczułam moc tego przekazu, poczułam, że chcę to robić, że to właśnie pozwala stwarzać mi światy, wzbudzać emocje. Że to jest coś co mnie fascynuje.
B.W.V.: Konsekwentnie trzymałaś się tego pomysłu? Poszłaś od razu po szkole na reżyserię?
A.S.: Wiedziałam, co chcę robić, ale wiedziałam też, że muszę pójść wcześniej na jakieś inne studia. Wybrałam historię sztuki, potem poszłam na kulturoznawstwo i na trzecim roku kulturoznawstwa dostałam się na reżyserię do Katowic.
B.W.V.: Do dziś nie straciłaś tej wiary w kino?
A.S.: Nie! Coś ty.
B.W.V.: Na ile korzystasz z technologii cyfrowej, a na ile korzystasz z przedmiotów należących do świata analogowego?
A.S.: Dużo korzystam ze świata analogowego. W ogóle nie mam Kindla, nie lubię czytać tekstów na komputerze, wszystko drukuję, szczególnie jak mam przeczytać scenariusz. Jak pracuję nad projektem to mam zawsze zeszyt. Czasem notuję z pośpiechu na telefonie. Ale lubię dotyk papieru. Zeszyty prowadzę osobno do każdego projektu, zawsze wybieram coś z jakąś ładną okładką. To jest dla mnie ważne, żeby mieć coś przyjemnego w dotyku. Może to jeszcze wywodzi się z tego, jak się było małym i prowadziło pamiętnik? Bardzo lubię zapach książek, listów, zapach gazet, nowych, ale i tych starych. Lubię obcować z papierem. Ale można się też papierem skaleczyć.
B.W.V.: Skaleczyłaś się?
A.S.: Tak, nie raz.
B.W.V.: A ten zeszyt musi być wyjątkowy?
A.S.: Jeśli wiem, że to jest projekt, nad którym będę pracować kilka lat to zawsze tu musi być wybrana, ładna rzecz. Jeden projekt ma kilka zeszytów. Zawsze je sobie wybieram.
B.W.V.: Miałaś kiedyś taką wpadkę, że wiesz, że masz coś tam zapisane, wiesz, gdzie, ale nie masz tego przy sobie?
A.S.: Oj tak. Ale często robię wtedy tak, że dzwonię do kogoś, kto jest w domu, żeby zrobił mi zdjęcie i wysłał.
B.W.V.: A zgubiłaś kiedyś coś ważnego zapisanego na papierze? Coś co się już nigdy nie odnalazło?
A.S.: Pamiętam taki stres największy z dzieciństwa, jak gubiłam zeszyt do jakiegoś przedmiotu. Ale taką rzeczą, o jakiej myślę, to są wszystkie zdjęcia mojej rodziny, po babci. Oni jechali z Ziem Wschodnich pociągiem i to wszystko zostało w tym pociągu. I przez to nigdy tej babci nie widziałam. Czasem myślę, że odnajdę jeszcze te zdjęcia. Ale mam jeszcze taką opowieść, że jak mieszkaliśmy w Krakowie, to na klatce schodowej znaleźliśmy zdjęcia jakiegoś Niemca w mundurze, ktoś te zdjęcia po prostu wyrzucił do kosza. I właśnie pierwsza książka, jaką dostałam, to była książka, którą moja mama znalazła na śmietniku. To był „Konik Garbusek”, pamiętam, że mama mówiła, że ktoś ją wyrzucił i mi się to nie mogło wtedy zmieścić w głowie, że można wyrzucać książki. Szkoda mi jej było. Tego Garbuska mam do dziś.
B.W.V.: Myślisz, że to co jest zapisane na papierze, ma jakąś większą siłę? Moc? Wagę, niż to co zapisane cyfrowo?
A.S.: Tak mi się wydaje. Teraz ludzie odzwyczaili się od pisania, a ponoć jest tak, że jest zapisujesz, nie w komputerze, tylko odręcznie, to lepiej ten materiał zapamiętujesz. To chodzi o ruch ręką i połączenia, jakie się wytwarzają w mózgu. To jest megaciekawe. I niedawno zostało potwierdzone naukowo. Eksperyment przeprowadzono na japońskich studentach – i właśnie japońscy naukowcy na łamach „Frontiers in Behavioural Neuroscience” dowiedli, że najlepiej materiał zapamiętali studenci notujący tradycyjnie, potem ci którzy pracowali na tablecie, a na końcu grupa, która posługiwała się smartfonem. Nie wiem, czy masz dzieciaki w szkole waldorfskiej, moje były w przedszkolu waldorfskim i wiesz, one uczyły się wyszywania, szycia, rysowania, układania różnych rzeczy i to na przykład podobno też świetnie wypływa na rozwój mózgu.
B.W.V.: Jak wygląda Twój zawodowy kalendarz na 2024?
A.S.: W filmie jest tak, że nigdy nie wiem, czy coś się wydarzy czy się nie wydarzy. W naszej branży dość długo nic nie wiadomo. Dużo rzeczy mam w developmencie. Z telefonu jest coś łatwo wykasować, a jak jest w kalendarzu zapisane, to trudno coś potem wykreślić. Nawet jak zmażesz, to wiesz, że coś było zaplanowane. Pamiętam, że świetne kalendarze miałam w liceum, wklejałam sobie zdjęcia, bilety, opisywałam wrażenia z kina, z teatru z wycieczek.
B.W.V.: A jakie masz najważniejsze daty w roku?
A.S.: Urodziny moje i najbliższych. Rocznice śmierci. Święta, wakacje. No i Nowy rok.
B.W.V.: Możesz sobie wyobrazić, jak wyglądała kiedyś praca nad kalendarzówką produkcji filmowej?
A.S.: Ja myślę, że wbrew pozorom to mogło być kiedyś prostsze. Ludzie byli mniej zajęci, inaczej się porozumiewali, nie mieli telefonów na wyciągnięcie ręki. Myślę, że to musiała być jakaś ogromna karta na tablicy. Teraz na planie zawsze mam wydrukowaną i zalaminowaną kalendarzówkę wydrukowaną z komputera.
B.W.V.: Dużo masz pamiątek i artefaktów analogowych?
A.S.: Oczywiście że tak, mam vhs-y, kasety magnetofonowe. Jestem typem zbieracza, nie jestem w stanie tego wyrzucić. Mam wszystkie segregatory ze studiów z kulturoznawstwa i historii sztuki czy zeszyty z liceum. Listy, pamiętniki. Mam tego całe pudła. Nie wyrzucam notatek, czy też na przykład pierwszych wersji scenariusza.
B.W.V.: Wracasz do tego?
A.S.: Tak. Mam tak, że jak patrzę na te notatki, wydaje mi się, że wszystko to sobie przypominam i jak czytam to odtwarzają mi się pewne połączenia, które już istniały, jakieś mapy, o których zapomniałam. Dlatego tego nie wyrzucam. Bo to tak jakbym coś z głowy wyrzuciła.
B.W.V.: O, to fajna puenta na koniec, dzięki za rozmowę!
Rozmawiała: Basia Welbel-Vaknin
Zdjęcia: Aga Bilska